wtorek, 26 listopada 2013

'Czerwień rubinu', Kerstin Gier


Cześć, za czterdzieści lat będziesz moim dziadkiem




Tytuł: Czerwień rubinu(t.1)
Autor: Kerstin Gier
Wydawnictwo: Literacki Egmont
Ilość stron: 343


Gwendolyn i Charlotta to kuzynki mieszkające w jednym domu oraz chodzące do tej samej klasy. Oprócz tych dwóch faktów, wszystko inne je różni. Gwendolyn to dziewczyna zwariowana, wygłupiająca się często ze swoją najlepszą przyjaciółką Leslie, lubiąca obgadywać chłopaków. Charlotta natomiast jest spokojna i opanowana, od dzieciństwa uczęszcza na lekcje fechtunku, tańca, i inne zajęcia przygotowujące do podróży w czasie. W swoim domu Charlotta jest traktowana niemal jak bóstwo, a wszystko dzięki genowi podróży który posiada. Ale życie tych dziewczyn przewraca się do góry nogami, gdy okazuje się że to Gwendolyn ma gen podróży w czasie, a Charlotta z dnia na dzień staje się mało ważną osobą.

Czytanie Czerwieni rubinu rozpoczęłam na niezwykle nudnej lekcji chemii. Od razu stała się ciekawsza, gdy wyciagnęłam książkę i zanurzyłam się w lekturze.
Na początku, tuż za epilogiem, zostajemy wprowadzeni przez autorkę w życie Gwendolyn. To taka zwykła licealistka, zakręcona i pozytywnie nastawiona do świata. Natomiast Charlotta to jej zupełne przeciwieństwo, aczkolwiek i jej postać jest niezwykle barwna. Jest zdyscyplinowana, pilna i systematyczna. Wydaje się być 'ponad' innymi znajomymi. Opisany został również tajemniczy, ogromny, i jak dla mnie totalnie fascynujący, rodzinny dom Gwendolyn i Charlotty. Sala balowa i antresola, niezliczona ilość pokoi rozmieszczona na trzech piętrach, kuchnie, jadalnia, łazienki, tajemne przejście, skrzypiące schody, z klasą urządzone gabinety, biblioteka. Mieszka tam ich babka - lady Arista, cioteczna babka Maddy(siostra nieżyjącego już dziadka - lorda Montrose), mama Charlotty i ona sama, mama Gwendolyn, ona sama, a także jej rodzeństwo - siostra i brat. Nie należy również zapominać o panu Bernhardzie, który według mnie jest lokajem państwa Montrose. W rzeczywistości, niegdyś przysiągł lordowi że po jego śmierci zaopiekuje się jego rodziną, i tak dotrzymuje słowa. Jest on niezwykle ciekawą postacią, i chyba jedną z moich ulubionych. To całe wprowadzenie, miało na celu skuszenie i zaciekawienie czytelnika, i moim zdaniem, ten zabieg można zaliczyć do udanych.

Ale czymże byłyby książki, gdyby nie spotykane w nich ciągle utarte już schematy? W tej kwestii ta powieść nie różni się niczym od innych. Była Gwendolyn, była Charotta, więc brakuje nam tylko... Gideona! Tak, to on jest trzecim i ostatnim ogniwem trójkątu miłosnego. Gideon to bezczelny, arogancki, choć bosko przystojny młodzian, jak mówi okładka. Ponadto jest on podróżnikiem i partnerem Gwendolyn do podróży w czasie. Tyle tylko, że to z Charlottą zna się od kilku(nastu) lat, z nią pobierał najróżniejsze lekcje, z nią spędził większość popołudni w swoim życiu. Tym, co działa na niekorzyść Gwendolyn, jest również inteligencja i wiedza Charlotty, którą Gideon bardzo ceni - zapewne przyzwyczaił się do rozmów na poziomie. A Gwendolyn w porównaniu z nią to tylko głupia dziewczyna, która nie uważała na lekcjach historii, i teraz niestety nie wie czy coś się jej stanie jeśli wyląduje w 1664 roku, ani kto rządził Francją w XVIII wieku. Wrzucona na głęboką wodę, boryka się z wieloma problemami, a ludzie wokół niej wcale jej tego nie ułatwiają.

Czerwień rubinu według opinii miała być wspaniałą, fascynującą i porywającą powieścią. Ku mojej uldze naprawdę tak jest. Czytanie jej sprawiło mi wiele przyjemności, a to zasługa samej autorki. Niezwykle przystępny jest jej styl pisania. Czytając, oczy 'prześlizgują' się po tekście, nie sprawiając żadnych trudności. Atutem było również rozmieszczenie, jak i samo istnienie zwrotów akcji. SPOILER [W jednej chwili Gwendolyn przeklina w myślach Gideona, po to tylko by w następnej pozwolić mu rzucić się na sofę, cały czas się obściskując.] Tak, więc jak już nadmieniłam, zwrotów akcji nie brakowało.
Powieść Kerstin Gier zawładnęła sercami milionów czytelników na całym świecie, nie wykluczając mojego. Mały minus za pójście po linii najmniejszego oporu w kwestii wątku miłosnego; ale to nadal nie zmienia moich uczuć :-) Po kolejną część sięgnęłam od razu, dlatego spodziewajcie się niebawem kolejnych recenzji.

9/10

niedziela, 17 listopada 2013

"Zbuntowany książę", Celine Kiernan



Totalne zaskoczenie!




Tytuł: Zbuntowany książę (t.3)
Autor: Celine Kiernan
Wydawnictwo: Wydawnictwo Dolnośląskie(Grupa Wydawnicza Publicat)
Ilość stron: 421

Wojna wisi w powietrzu. Król, który zwrócił przeciwko sobie swoich potomków, a za równo dziedziców tronu, nie znajduje się w najlepszym położeniu. Podczas gdy Alberon, prawowity dziedzic tronu, gromadzi swoją armię, Razi, drugi syn królewski pokłada wiarę we własnej osobie oraz sile dyplomacji - zmierza ku obozowi brata aby pogodzić go z ojcem. Jednak nie wszystko jest takie łatwe. Podczas poszukiwań Alberona, Wynter napotyka Raziego oraz Christophera, którzy powinni być w zupełnie innej części kraju! W dodatku usłaną niedogodnościami podróż tych młodych ludzi, umilają wilkołaki, czyli odwieczni wrogowie spokoju...

Kto lubi zakończenia? Mało rąk w górze. Ale i tak czytamy ostatnie części, i tak oglądamy zakończenia. Dzieje się tak dlatego, że w poprzednich częściach autorzy budują napięcie, tworzą fabułę, czytelnicy są ciekawi, ale niestety, nic nie trwa wiecznie. W końcu przychodzi ten moment, kiedy musimy się pożegnać, zapamiętać lepiej lub gorzej daną historię, i czasem odświeżać, w zależności od upodobań. No właśnie, a jak to będzie z trylogią pani Celine Kiernan? No cóż, zobaczmy...

Trylogię Moorehawkę będę wspominać niezwykle ciepło. Pokazała mi ona kolejne oblicze, kolejny sposób przedstawienia książki, fabuły i bohaterów. Przedstawiła mi nowe schematy, które na pewno będę dostrzegać w innych książkach, a także pokazała już mi znane. Ale przede wszystkim, dała mi wiele radości z jej czytania! Tak, czas spędzony na czytaniu tej trylogii upłynął mi naprawdę miło. Kojarzy mi się ona z brzydką pogodą za oknem, oraz ciepłą herbatą, kocem, i historią, dzięki której mogę oderwać się od codzienności...

Moja codzienność to jedno, a życie bohaterów to zupełnie osobna sprawa. Jak ono wygląda? No cóż, mimo że nasi bohaterowie są naprawdę młodzi, to nie brakuje im trosk. Kolejne sprawy które się piętrzą, które nie wiadomo kiedy znajdą rozwiązanie stają się coraz większym problemem. Ale będąc szczerym, jest jeden główny problem naszych bohaterów: niewiedza. No bo wyobraźmy sobie sytuację, w której to od nas zależy przyszłość całego królestwa, lecz jednocześnie niewiele możemy zrobić. Wynter, Razi i Christopher nie wiedzą gdzie znajduje się Alberon, a on może być wszędzie. Jednak muszą znaleźć go za wszelką cenę. Ale to nie jest takie proste, gdy jedno z nich to syn królewski który powszechnie uznawany jest za zmarłego. Ponadto, kolejne z nich to znana dama dworska, Lady Protektor Obrończyni Tronu, a całą zgraję zamyka podejrzany człowiek w merrońskich bransoletach z bliznami na dłoniach... Jednak owa zgraja się nie poddaje, a my mamy z tego całkiem ciekawą fabułę i wiele perypetii. ;)

Przyznaję że trzecia, a zarazem ostatnia część jest ogromnym zaskoczeniem. Styl autorki uległ lekkiej zmianie, dzięki czemu powstał troszkę tajemniczy, troszkę nieznany i niezbadany klimat. W związku z tym, Zbuntowany książę jest pełen nowości. Między innymi, poznajemy masę nowych ludzi, którzy odegrają ważną rolę w życiu bohaterów. Jest to chociażby Lady Maria, czy Oliver, a nawet sam Alberon, który wreszcie został przedstawiony i poddany opinii czytelników! Ponadto nadal po książce przemieszczamy się razem ze wspaniałą grupą Merronów, dzielnych wojowników i ich żon, którzy mają wyłączną licencję na hodowlę wilczarzy, ogromnych psów. Oczywiście nasi  główni bohaterowie jak zwykle zaskakują, co jest bardzo urokliwe!
Jednym z ulubionych aspektów jest wielowątkowość tej powieści. Uczucia przeplatają się z ciągłą walką o przetrwanie, która zaś przeplata się z motywem podróży, który z kolei miesza się z walką o władzę, której przeszkadza różnica pokoleń... To taki strasznie miły zabieg, dzięki któremu każdy może się odnaleźć w tej książce, jak i w całej serii. Który sprawia że chce mi się ją czytać kolejny i kolejny raz, bo spotkało mnie w niej tyle ciekawych i pouczających rzeczy...

Ale jak już nadmieniłam, Zbuntowany książę jest niestety zakończeniem. Chociaż po przeczytaniu wcale nie żałuję że tak to się skończyło, bo było to przynajmniej zakończenie w dobrym stylu i guście. Na koniec spotyka nas "5 lat później", czyli historia tych samych bohaterów po paru latach. Przedstawiona w skrócie i jakby po macoszemu, ale w końcu to nie ich historia po pięciu latach jest ważna. Jednak cieszę się że autorka nie zostawiła naszych domysłów samym sobie, a postarała się, abyśmy byli w pełni usatysfakcjonowani :)

Ostatnią część, a także całą trylogię polecam wszystkim lubiącym uciec od rzeczywistości, i spędzić miło czas :)

Za możliwość ponownego spotkania z bohaterami trylogii Moorehawke, serdecznie dziękuję wydawnictwu GRUPIE WYDAWNICZEJ PUBLICAT