"Wszystko zmieniło się tej nocy, kiedy zobaczyłam,
jak płonący chłopak spada z nieba.
Spojrzałam w okno, tuż za nim się pojawił.
I wtedy powoli, jak piórko na najdelikatniejszym wietrze,
przefrunął za szybą. Odwrócił w moją stronę twarz.
Usta miał otwarte w niemym krzyku.
On nie tylko płonął.
On był ogniem."
Strąceni to jedna z tych książek, które można wziąć w rękę a idąc zahaczyć o łóżko, i tym sposobem przeleżeć cały dzień. Ale musi to być dość nieciekawie zapowiadający się dzień, a książka akurat taka, bo lepszej nie ma w zasięgu. Jednym słowem: plusy, a jeszcze więcej minusów
Małe miasteczko. Tutaj, siedemnastoletnia Theia nie może być w niebezpieczeństwie. To właśnie przed tym jej ojciec próbuje ją uchronić, zakazując dosłownie wszystkiego, na co ma ochotę. Zakaz spotykania się z przyjaciółkami, zakaz spotykania się z chłopcami, późnego wychodzenia... Lista jest długa. Wystarczy sobie wyobrazić co tak naprawdę niebezpiecznego my robimy w swoim życiu - i próbować tego unikać. Uda się?
Zapewne nie - Thei się nie udało. Czemu? Cóż, nawiedzające ją sny, o chłopaku, który niedługo potem pojawia się w jej szkole, czyż to niewystarczający powód? Skrywa sekret.
Za dnia, chłopak ją odpycha.
W nocy, chłopak na nią...czyha?
Nie owijając w bawełnę, od razu przyznam się, że spodziewałam się czegoś ambitniejszego. Chociaż pozycja nie jest zła, a tematyka interesująca, to muszę stwierdzić, że autorka poszła po najmniejszej linii oporu. Nic twórczego, nic co by chociaż troszeczkę bardziej się wyróżniało, inspirowało czytelnika.
Zdaje się, że paranormal romance, to w ostatnich czasach dość popularna kategoria. Strąceni, to jedna z "masówek", jak je sobie nazywam: powstały, bo na takie książki jest popyt, ale nie mają w sobie nic twórczego. Są bez dna, i bez przykrywki. Istnieją, bo taki był zamiar. Pytanie tylko, czy zaistnieją.
Wkurza mnie kuszenie czytelnika. Dobra, wiem że przecież tak musi być - ładna okładka i ciekawe opisy na niej, potrafią skłonić niejednego do kupna. Dlatego stwierdzam że nieciekawe książki powinny mieć nieciekawe okładki. To by było ciekawe. :D (edit: ale przecież każdy ma inne gusta)
Tak jak wsponiałam wyżej, sama fabuła nie jest zła. Owszem, są ciekawe momenty, interesujące dialogi, może nawet kilka zwrotów akcji się znajdzie. Ale wszystko jest przymglone, przydymione. Zero osobowości.
Jedynym, co naprawdę mi się podobało był wątek mówiący o wróżeniu z kart, kuli, przywoływaniu demonów, itd. Nie jest tego dużo, ale opisy są ciekawe. ;)
Podsumowując, jako że nie chcę jej aż tak krytykować, bo mimo wszystko spędziłam z nią kilka miłych i w sumie przyjemnych godzin, powiem że ta pozycja nadaje się dla niezbyt wymagających czytelników, lub na dni, w których chcemy odpocząć od czegoś ambitnego. Po prostu coś przeczytać.
Małe miasteczko. Tutaj, siedemnastoletnia Theia nie może być w niebezpieczeństwie. To właśnie przed tym jej ojciec próbuje ją uchronić, zakazując dosłownie wszystkiego, na co ma ochotę. Zakaz spotykania się z przyjaciółkami, zakaz spotykania się z chłopcami, późnego wychodzenia... Lista jest długa. Wystarczy sobie wyobrazić co tak naprawdę niebezpiecznego my robimy w swoim życiu - i próbować tego unikać. Uda się?
Zapewne nie - Thei się nie udało. Czemu? Cóż, nawiedzające ją sny, o chłopaku, który niedługo potem pojawia się w jej szkole, czyż to niewystarczający powód? Skrywa sekret.
Za dnia, chłopak ją odpycha.
W nocy, chłopak na nią...czyha?
Nie owijając w bawełnę, od razu przyznam się, że spodziewałam się czegoś ambitniejszego. Chociaż pozycja nie jest zła, a tematyka interesująca, to muszę stwierdzić, że autorka poszła po najmniejszej linii oporu. Nic twórczego, nic co by chociaż troszeczkę bardziej się wyróżniało, inspirowało czytelnika.
Zdaje się, że paranormal romance, to w ostatnich czasach dość popularna kategoria. Strąceni, to jedna z "masówek", jak je sobie nazywam: powstały, bo na takie książki jest popyt, ale nie mają w sobie nic twórczego. Są bez dna, i bez przykrywki. Istnieją, bo taki był zamiar. Pytanie tylko, czy zaistnieją.
Wkurza mnie kuszenie czytelnika. Dobra, wiem że przecież tak musi być - ładna okładka i ciekawe opisy na niej, potrafią skłonić niejednego do kupna. Dlatego stwierdzam że nieciekawe książki powinny mieć nieciekawe okładki. To by było ciekawe. :D (edit: ale przecież każdy ma inne gusta)
Tak jak wsponiałam wyżej, sama fabuła nie jest zła. Owszem, są ciekawe momenty, interesujące dialogi, może nawet kilka zwrotów akcji się znajdzie. Ale wszystko jest przymglone, przydymione. Zero osobowości.
Jedynym, co naprawdę mi się podobało był wątek mówiący o wróżeniu z kart, kuli, przywoływaniu demonów, itd. Nie jest tego dużo, ale opisy są ciekawe. ;)
Podsumowując, jako że nie chcę jej aż tak krytykować, bo mimo wszystko spędziłam z nią kilka miłych i w sumie przyjemnych godzin, powiem że ta pozycja nadaje się dla niezbyt wymagających czytelników, lub na dni, w których chcemy odpocząć od czegoś ambitnego. Po prostu coś przeczytać.
"Jakiś odległy głos, zdaje się, że mój, ostrzegał mnie przed nim. Odsuń się, odejdź dalej, walcz z czarną magią.
Równie dobrze mogłabym zatrzymywać falę przypływu parasolką. "
5,5/10
Tytuł: Strąceni
Autor: Gwen Hayes
Wydawnictwo: Amber
Ilość stron:318